sobota, 16 sierpnia 2014

13.Opowieść radzieckiego widelca

Cześć,

Byłem sobie spokojnym radzieckim widelcem, leżałem na dnie szuflady i nikomu nie wadziłem. Fakt, było trochę nudno, ale mi to nie przeszkadzało.
Pewnego dnia zostałem wyjęty i od razu dostałem młotkiem w łeb- nie, nie przeszkadza mi to, łeb mam twardy, ale cholera o co chodzi ? Żeby mnie wyprostować ? Dlaczego? Po co? Potem mnie pomalowano- to było nawet fajne, pędzelek łaskotał mnie po wzorku i całkiem ładnie wyglądałem. Wcześniej byłem nieco odrapany i brudny. Aaa, bo zanim jeszcze oberwałem młotkiem to wyszorowali mnie w czymś żółtym i śmierdzącym i szczotką, taką małą i śmieszną. Mówiła, że jest do zębów, ale się zestarzała i teraz zawsze nią pucują strasznie brudne  rzeczy i zawsze za pomocą tej żółtej mazi. Jak ta farbka na mnie wyschła to wsadzili mi pióra na głowę, czarne jakieś, ze strusia mówili czy jakoś tak. Normalnie na każdy ząb po piórze. Innymi piórami obłożyli mnie dookoła, okręcili czymś lepiącym, taką taśmą co z obu stron się kleiła a na koniec przyszyli ozdobne blaszki. Wzięli je z takiego metalowego paska. Wiem, bo podglądałem jednym okiem. A teraz siedzę w wazonie i ciężko myślę o co w tym wszystkim chodzi...








wtorek, 12 sierpnia 2014

12. Na złoto

No to teraz ja.
Impreza pod nazwą Złote Popołudnie odbywała się w pałacu Goetzów w Brzesku. Szczegóły TUTAJ 
 i TU . Pałac jak spod igiełki. Świeżo po remoncie wyglądał zabójczo, taką chatynkę to ja bym chciała mieć. Trzeba  się było, więc do pałacu dostosować poprzez odpowiednią kreację. Najpierw było szycie powolutku -przecież w końcu mam czas a potem oczywiście wszystko na ostatnią chwilę i byle jak. Z tego wszystkiego nawet w piątek przed wyjazdem nie poszłam do pracy, by móc dokończyć suknię balową - zaczęłam ją szyć ok 16.00 a skończyłam o 1.00 w nocy. Wcześniej musiałam podokańczać kilka drobnostek w sukni dziennej takich jak guziki, dziurki, rękawy, spódnicę...Guziki pasmanteryjne jakie zrobiłam okazały się za duże do dziurek, więc skończyło się na drewnianych. Sam stanik nie ma taśmy w talii i ani jednego fiszbina, a wszystkie kołnierzyki jakie miałam okazały się za małe do dekoltu- wszystko to grzecznie nadrobię teraz. Z kolei stanik balowy krojony niemal po ciemku kroiłam jeszcze raz bo mi się pomyliła lewa strona tkaniny z prawą...ech szycie/życie...
Stanik ten też musi dostać fiszbiny, taśmę w talii a spódnica kilka haftek- niech żyje wynalazca agrafki, który pewnie uratował większość naszych kreacji w tym dniu. 
Po uporaniu się z szyciem i  spakowaniu mogliśmy ruszyć zabierając po drodze do naszego powozu jeszcze dwie damy. Małżonek mój zgłosił chęć uczestnictwa w imprezie oficjalnie dlatego, że lubi przebieranki ;-), mniej oficjalnie -bo musiał pilnować żony, która po raz kolejny wyraziła chęć robienia publicznie striptisu- patrz pokaz XIX wiecznej bielizny  
Męża także należało odziać stąd po przekopaniu szaf i pewnego portalu aukcyjnego wzbogacił się on o surdut, koszulę do fraka, frak i cylinder. Muszkę czarną, muszkę białą i białą kamizelkę do fraka uszyłam już sama. Reszta garderoby  była pozostałością po ślubie :-)
Post o sukniach  popełnię wkrótce. 
 Co do samej imprezy chyba nie muszę pisać, że było super ? Żałuję tylko, że buty mi tak załatwiły stopy, że w trakcie balu mogłam tylko patrzeć jak inni tańczą... Ale za to z innymi damami w "kwiecie wieku" siedziałyśmy  na krzesełkach pod ścianą i pilnowałyśmy, żeby  panny zbytnio nie szalały.
Chyba uszyję sobie czarną, dostojną i zapiętą po uszy suknię i rzeczywiście następnym razem będę robić za matronę.
Dziękuję wszystkim za świetną zabawę i towarzystwo.

To teraz zdjęcia:

Spacerek po ogrodzie oczekując na gości 



Małżonek  wersji piknikowej 


 Jaśnie Państwo na tle włości 

  
Dumny dziedzic

Nonszalancki dziedzic...

 
Witamy, witamy Państwa w naszych skromnych progach i  zapraszamy do sali balowej 


Muszę się rozejrzeć czy wszyscy goście już są? 

 Zaczynamy bal...

 
Najładniejsze moje zdjęcie z imprezy wg mojego męża


 Najładniejsze moje zdjęcie z imprezy wg mnie