sobota, 16 sierpnia 2014

13.Opowieść radzieckiego widelca

Cześć,

Byłem sobie spokojnym radzieckim widelcem, leżałem na dnie szuflady i nikomu nie wadziłem. Fakt, było trochę nudno, ale mi to nie przeszkadzało.
Pewnego dnia zostałem wyjęty i od razu dostałem młotkiem w łeb- nie, nie przeszkadza mi to, łeb mam twardy, ale cholera o co chodzi ? Żeby mnie wyprostować ? Dlaczego? Po co? Potem mnie pomalowano- to było nawet fajne, pędzelek łaskotał mnie po wzorku i całkiem ładnie wyglądałem. Wcześniej byłem nieco odrapany i brudny. Aaa, bo zanim jeszcze oberwałem młotkiem to wyszorowali mnie w czymś żółtym i śmierdzącym i szczotką, taką małą i śmieszną. Mówiła, że jest do zębów, ale się zestarzała i teraz zawsze nią pucują strasznie brudne  rzeczy i zawsze za pomocą tej żółtej mazi. Jak ta farbka na mnie wyschła to wsadzili mi pióra na głowę, czarne jakieś, ze strusia mówili czy jakoś tak. Normalnie na każdy ząb po piórze. Innymi piórami obłożyli mnie dookoła, okręcili czymś lepiącym, taką taśmą co z obu stron się kleiła a na koniec przyszyli ozdobne blaszki. Wzięli je z takiego metalowego paska. Wiem, bo podglądałem jednym okiem. A teraz siedzę w wazonie i ciężko myślę o co w tym wszystkim chodzi...








5 komentarzy:

  1. Bomba!!!! :D Genialny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. No miewam czasem przebłyski geniuszu... no i nadal mam jeszcze dwa takie widelce ;-)

      Usuń
  3. Asia, więcej takich postów z punktu widzenia przedmiotów! ;) Swietny patent! ;)

    OdpowiedzUsuń

ojej, ktoś to jednak czyta :-) no to w takim razie dziękuję za komentarz