poniedziałek, 22 września 2014

18. Two days in Brightsand in 1824

Zgodnie z zaleceniem "wczuwam się w nastrój"  i piszę list.

Drogi TC

Spełniając prośby twe a jednocześnie uspokoić opiszę Ci ostatnie dni moje.
Jak powiedziałam opuszczając domek nasz w Southamptom udałam się na spotkanie z paniami
z Damskiego Towarzystwa Literackiego w Brighstand. Do Brightsand przybyłam w piątek po południu, Robert i dziewczynki przyjechali ze mną ale potem wyruszyli dalej- Robert znowu jeździł gdzieś w interesach. Ponieważ obiecałam paniom, że zajmę się kuchnią wiele rzeczy potrzebnych do tego musiałam przewieźć, gdyż nie wiedziałam co zastanę na miejscu. Ale nie było się czego obawiać. Kuchnia - chociaż stała trochę na uboczu, ale to tylko dawało mi nadzieję, że czasem będę mogła pobyć tam nieco w samotności, gdyż po tym wszystkim nadal stronię nieco od ludzi - była wybornie wyposażona i zaopatrzona na nasz przyjazd. Było tam kilka pieców, kuchenne pomoce a nawet pomywaczka zatrudniona na stałe, co w małych gospodarstwach jest rzeczą niemal niespotykaną. Zamieszkałam w jednym z pokoi z Lady Dianą Moulding, która jako jedyna z pań wiedziała o tym wszystkim, co mnie ostatnio spotkało. Ale absolutnie o niczym nie wspominała a nawet, gdy widziała, że znowu nadchodzą ponure myśli zajmowała mnie czymś i nie dawała nic poznać pozostałym Paniom. Miałyśmy jeszcze jedną towarzyszkę w pokoju panią Megan Gaskett, przywiozła ona
bardzo dobre wino z piwniczki męża swego, które także bardzo pomagało w odpędzaniu złego nastroju,  bo jak się okazało wiele z nas było po tak zwanych przejściach.
Przez następne dwa dni szydełkowałyśmy i haftowałyśmy, była gra w krokieta, Game of Graces i bule. A także malowanie portretów- był nawet jeden rysownik , który niemal nie nadążał z rysowaniem naszych portrecików, wędrówki po wzgórzach i spacery po okolicy.
W zasadzie nie robiłam niczego innego czego nie robiłam ostatnio w Southampton, no może za wyjątkiem tańców a takowe także miały miejsce. Wystawiałyśmy nawet "żywe obrazy" w czasie której to gry  chyba poraz pierwszy od tygodni szczerze się uśmiałam. Towarzystwo było przemiłe
bawiłyśmy się zatem  świetnie i nawet nie miałam czasu myśleć o "moich demonach"...
Większość czasu spędzałam jednak w kuchni a panie z radością przyjmowały i konsumowały wszystkie twory rąk moich, niemal nie zważając na to, że tworzyła je osoba, która z racji urodzenia i pozycji nie powinna mieć o kuchni najmniejszego pojęcia. Ale ty już nie raz przekonałeś się Panie, że wszelkie konwenanse i zasady nie są moją najmocniejszą stroną. Poza tym no cóż...gdyby moja kuchnia była kiepska to pewnie próbowałabym z tym walczyć jak się walczy z każdą wadą,  której należy się pozbyć jak najprędzej albo chociaż poprawić...A tu Panu Bogu spodobało się dać akurat mnie taki talent i nie mogę Go obrażać nie wykorzystując go jak najlepiej potrafię i pozbawić siebie
przyjemności gotowania a innych przyjemności jedzenia.
Zresztą wszystkie tutaj wczułyśmy się w lekki wakacyjny nastrój i  nie bardzo przestrzegałyśmy konwenansów, ale nie uchodzi bym Ci napisała czym się to najbardziej objawiało.
Ale zapewne najbardziej ciekawy jesteś cóż kuchnia w Brightsand wydała. A więc już piszę.
Było kilka rodzajów sera-przepis na ten w solance, ten, który Ci tak bardzo smakował jest bardzo prosty. Należy twarożek tłusty umiescić na kilka godzin lub dni -zależy jak bardzo ma być słony- w osolonej, przegotowanej wodzie, gdy ta już trochę ostygnie. A po wyjęciu pozwolić mu odkapać w czystej ścierce. Przygotowałam też zimną pieczeń wcześniej zapeklowaną w soli i przyprawach-najwięcej czosnku dodałam, a pod koniec pieczenia trochę miodem polałam- tak jak z kolei Robert bardzo lubi. Innym mięsnym daniem była rolada z kilku rodzajów mięs zawiniętych razem z przyprawami- majerankiem i ziołowym pieprzem w dużej ilości także jedzona na zimno. Na obiady jadałyśmy warzywne zupy kremy z grzankami i serem a na drugie podałam kurze nóżki z cytryną i rozmarynem. Największy entuzjazm wzbudziły jednak torty podane na deser. Takie same jakie jedliśmy w Southampton w urodziny Roberta. Biszkopt przekładany w jednym wypadku masą z jabłek, żółtek, masła i cukru a w drugim po prostu z ubitą tłustą śmietaną. Dodałam  też do jednego wody różanej a do drugiego wody pomarańczowej. Nawet udekorowałam je tak samo-jednego polewając karmelem i układając bezy a na drugi kładąc pieczony cukier. Dobrze, że nikt nie widział mnie jak go
przyrządzałam stojąc na krześle i machając widelcem, żeby nitki były jak najdłuższe. Panie mogłyby pomyśleć, że już zupełnie zwariowałam tak samo jak ty wtedy pomyślałeś. No ale każda kuchnia ma swoje triki i tajemnice albo po prostu zasady, których trzeba przestrzegać jesli wszystko ma się udać. Jedna zasada wszakże jest niezmienna-proste rzeczy są najlepsze. Ale nie tylko ja dbałam o nasze żołądki- inne panie przywiozły dobre konfitury, ciasteczka- jedne nawet chili prosto z Indii, a także chleb własnego wypieku.
No chyba już starczy starczy tej pisaniny. Wiadomości kuchenne proszę Cię przekaż matce swojej. Lady Eliza zawsze była ciekawa jak to możliwe, że sobie radzę w kuchni.
Do listu załączam kilka szkiców naszego rysownika. Będziesz mógł podziwiać nie tylko jego talent, ale i urodę pań. Ach wiem po ostatnich wypadkach obiecałam już nigdy nikogo nie swatać,
ale cóż zrobić, konsekwencja też nie leży w mojej naturze...

Pozdrawiam Cię zatem serdecznie
znad bułeczek z czekoladą i pomarańczą, które to upiekłam sobie przed chwilą
i mam nadzieje do zobaczenia wkrótce

J.P.
 











Foty : Szymon Pomper, Alicja Byrska,Buduar Porcelany , Domowa KostiumologiaCaeruleus Berolinensis

4 komentarze:

  1. No i teraz muszę koniecznie poznać całą historię lady Polley! Narobiłaś mi na nią smaka... i na torty, pieczenie oraz czekoladowe bułeczki też :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomywaczka rządzi :D Dawno mi się tak buzia nie śmiała, szczególnie jak sobie przypomnę podchody, żeby dostać narzędzia pracy dla owej pomywaczki :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Na czekoladowe bułeczki z pomarańczą, ach, lady Polley....

    OdpowiedzUsuń

ojej, ktoś to jednak czyta :-) no to w takim razie dziękuję za komentarz