Tzw plażowanie mnie wkurza, piasek wnerwia, morze ładnie szumi i wygląda, ale to jeszcze nie znaczy, że muszę tam włazić. Owszem, wieczorem to ja sobie mogę na kocyku posiedzieć na tym %^&$#@#$ piasku, popatrzeć na zachód słońca, pospacerować a nawet zamoczyć stópki... Dlatego aby jakoś przebrnąć przez urlop nad morzem musiałam znaleźć sobie coś do roboty.
Wpisując się w nastrój słoneczno nadmorski zrobiłam sobie a ściślej mówiąc poprawiłam na swój gust parasolkę. Po zakupie była ona cała biała, mała (kupiona jako parasolka dziecięca dla druhenki w dziale z dodatkami ślubnymi) na drewnianej, krótkiej rączce. Inspiracja na kształt i wielkość przyszła z jedenj z grafik z gazety z lat 60-tych XIX wieku:
A moja po podrasowaniu haftu brązową muliną, dodaniu brązowo białych frędzelków- każda kępka osobno w dziurkę koronki i związana oraz wpleceniu brązowej wstążeczki- wygląda tak:
Zużyłam 5 mulin brązowych i tyle samo białych. Zdjęcie jest sprzed dwóch tygodni, teraz parasolka ma jeszcze biały frędzel na czubku i na rączce, a na jednym z drutów białą kokardkę, której końcami związuję parasolkę po zamknięciu żeby się nie otwierała.
Piękna *_*
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio zużyłam mnóstwo brązowej muliny (dokładniej trzy pęki) - do zrobienia ananasowej reticule :D
Prześliczna jest. A na żywo o wiele ładniejsza niż na zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńtrudno nie podziwiac,
OdpowiedzUsuńale jak sobie pomysle ile to kiedyś panien służacych i innych kobiet które traciły wzrok nad koronkami...ech to mi wcale tej epoki nie zal.